Zarys Historii Parafii E-A w Zgierzu
Rozdział 4
POWOJENNE CZERDZIESTOLECIE DZIEJÓW PARAFII EWANGELICKO _ AUGSBURSKIEJ W ZGIERZU, OBEJMUJĄCE LATA 1945 – 1984.
Za datę powstania parafii Ewangelicko – Augsburskiej w Zgierzu przyjmuje się rok budowy kościoła, tj. 1824. Należy jednak przyjąć, że ewangelicy osiedlili się w naszym mieście kilkanaście lat wcześniej, skoro zdołali się na tyle zintegrować, by wspólnie wystąpić do ówczesnych władz z prośbą o zezwolenie na budowę kościoła i podjąć decyzje o zbiórce na ten cel potrzebnych funduszy, a następnie powołać swego duszpasterza i postarać się o możliwość jego utrzymania. Wiadomo, że nowi osiedleńcy, często zwani kolonistami, w warunkach wstępnych z miejscowymi władzami czy właścicielami miast i osiedli, negocjowali udział finansowy lub rzeczowy, np. plac pod budowę kościoła, szkoły czy plebanii wraz z odpowiednią ilością potrzebnego budulca dla wymienionych obiektów, a także pewnej partycypacji w kosztach utrzymania pastora lub nauczyciela. Etos pracy, wysoki poziom etyczny i szczera religijność oparta na ewangelii, czyniły z napływowej ludności element godny podziwu i naśladowania przez miejscowych. Czystość, porządek i sumienność to atrybuty, jakimi wyróżniali się przybysze krajów zachodnich. Z biegiem lat coraz bardziej zadomawiali się w swojej nowej ojczyźnie. Rosło wśród nich poczucie współodpowiedzialności za miejsce, miasto lub wieś, w których się osiedlali.
Nieco gorzej było z poczuciem przynależności narodowej. Patriotyzm stanowił poważny problem. Państwa polskiego nie było. Trwał zabór rosyjski z wszelkimi jego konsekwencjami w szkołach, urzędach, wojsku i policji. Wielu z przybyszów tej sytuacji nie pojmowało i kojarzyło Polskę z Rosją. Dowodem na to jest niechęć kolonistów do Powstania Listopadowego z roku 1831, które pojmowali jako zagrożenie dla własnego bytu, z takim przecież trudem zdobytego. Z biegiem lat świadomość narodowa zaczyna się formować. Jest to proces stopniowy i powolny. Już w powstaniu styczniowym w 1863 r. spotyka się przedstawicieli młodszego pokolenia z niedawnych osiedleńców. Wydarzenia lat 1905 i 1906 dzielą ludzi nie według pochodzenia, lecz przynależności klasowej Pierwsza wojna światowa jest wojną z rosyjskim zaborcą o wyzwolenie z wieloletniego zniewolenia. Chodziło przecież o wolność kraju, który stał się ich prawdziwą ojczyzną. Nie mogło tam zabraknąć tych, którym oferowała ona dobrą i dalszą egzystencję. Ale byli także i tacy, którzy od pokoleń nie potrafili się z tą ojczyzną zintegrować, zachowując swoją narodową odrębność. Ujawnił to okres międzywojenny, a szczyt osiągnie w drugiej wojnie światowej 1939 – 1945. Wrzesień 1939 r. okazał się tragiczny nie tylko dla całej Ojczyzny i Kościoła , ale również dla naszej zgierskiej parafii. Kościół w 115 rocznicę swego istnienia został zbombardowany przez lotnictwo niemieckie, a wielce ceniony proboszcz ksiądz radca Aleksander Falzmann uwięziony i osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau, gdzie zamęczony zmarł 4.05.1942 r.
Bark kościoła i duszpasterza przypominał biblijne słowa o rozproszonych owcach bez pasterza. Modlono się i czytano Pismo Św. W gronie najbliższej rodziny w zaciszu domowym. Tak było też przez trzy pierwsze lata powojenne.
W marcu 1948 r. zmarła znana i ceniona w społeczeństwie naszego miasta, matka Włodzimierza Ernsta – wieloletniego komendanta straży pożarnej w Zgierzu. Syn wykorzystał swoje znajomości i zorganizował pierwszy po wojnie pogrzeb z udziałem księdza ewangelickiego, przy obecności licznie zebranych strażaków pilnujących porządku i bezpieczeństwa Pogrzeb ten odprawił ks. Adolf Golc On też wskazał na istniejącą przy cmentarzu starą kaplicę cmentarną, jako tymczasowe miejsce niedzielnych i świątecznych nabożeństw. Dzięki tej inicjatywie parafia zgierska zaczęła swój powojenny żywot.
Pierwsze nabożeństwo z udziałem ks. Karola Kotuli odbyło się dnia 28 marca 1948 r. Gorzej jednak było ze zdobyciem księdza. Panował wówczas ogromny deficyt duchownych w całym naszym kościele. Obsadzone księżmi mogły być tylko duże parafie, a mniejsze mogły być tylko do nich przydzielone. Księża mogli w wolnym czasie, którego oczywiście stale im brakowało, służyć i pomagać na zasadzie doraźnej posługi duszpasterskiej i administracyjnej. Aby ratować sytuację, dwaj panowie, późniejsi członkowie Rady Parafialnej – Włodzimierz Ernst i Rudolf Hill, podjęli starania o zdobycie przedwojennych kantorów dla odprawiania nabożeństw. Odnaleźli trzech kantorów – Pawła Riedela ze Swędowa, Adolfa Rennerta z Łodzi i Edwarda Krzywca z Łodzi. Od tego też momentu odprawianie nabożeństw przestał omieć charakter sporadyczny, a zaczęło nabierać cech stałego, regularnego, coniedzielnego przeżycia religijnego. Ludzi przybywało z niedzieli na niedzielę, do tego stopnia, ze kaplica nie mogła wszystkich pomieścić. Otwierano okna, aby ci, dla których nie było miejsca wewnątrz, mogli w ten sposób uczestniczyć w nabozeństwie. Niewiele też pomogło zbudowanie wewnątrz kaplicy balkonu, głównie dla umieszczenia instrumentu muzycznego, zwanego fisharmonią oraz dla chóru parafialnego. Budowę balkonu i ławek zaofiarował w całości Rudolf Hill, dawny prokurent jednej ze zgierskich fabryk, a po wojnie wysoko ceniony w swojej branży fachowiec. Na przełomie lat 40. I 50. Liczbę parafian szacowano na ponad dwa tysiące osób. W miarę upływu czasu sytuacja zaczęła się normować. Wybrano bardzo prężnie działającą Radę Parafialną z pastorową Łucją Falzmann, Włodzimierzem Ernstem, Rudolfem Hillem, Arturem Szwarcem i Heleną Szulz na czele. Przeprowadzono spis parafian, zorganizowano szkółkę niedzielną dla dzieci, którą prowadziły m.in. Wanda Rode, Marta Szulc i Gertruda Disterheft – Bełdzińska. Lekcji konfirmacji udzielała początkowo Elza Ernst, organistką została Zofia Langkans – nauczycielka muzyki. Dozorcą cmentarnym i zarazem kościelnym został Józef Gutowski, który będąc lojalnym wobec ewangelików katolikiem nie bał się skutecznie bronić kaplicy przed agresją ówczesnych wandali.
W dniu 5 kwietnia 1953 r. zainstalowany został dzwon na wieżyczce kaplicy. Sytuacja parafii wyraźnie się ustabilizowała i zaczęła ona normalnie funkcjonować Coraz bardziej odczuwano brak własnego administratora i duszpasterza. Należało zająć się rewindykacją utraconego mienia parafialnego. Parafia dysponowała bowiem zaledwie połową kaplicy cmentarnej przy ul. Spacerowej 2, gdyż w jej drugiej połowie zamieszkiwały trzy rodziny, z których tylko jedna była ewangelicką. Dzięki życzliwości i gościnności tej rodziny, duchowny przybywający na nabożeństwo miał przynajmniej miejsce na włożenie stroju liturgicznego i ustalenie porządku nabożeństwa. Była to rodzina Berty Spletzer i jej trzech córek – Erny Wille, Kseni Kacprzak i Eugenii Dębowskiej oraz dwojga sierot, a całe mieszkanie składało się z jednej izby o pow. 24 metrów kwadratowych. Mimo, iż w każdą niedzielę przybywało tam kilka, a czasem kilkanaście osób, nigdy nie spotkaliśmy się z nieżyczliwością, zawsze byliśmy witani z radością i uśmiechem. Po wojnie parafia utraciła niemal wszystkie swoje nieruchomości. Kościoła przy ul. Długiej 36 już nie było, a pusty plac po nim wykorzystano na plac zabawa dla dzieci; plebanię przy ul. Długiej 34 zabrano na przedszkole: budynek szkoły ewangelickiej przy ul. Długiej 33 na szkołę państwową; dom sierot przy ul. Długiej 38, którego jedną czwartą część zniszczyła bomba w 1939 r. zasiedlono w całości lokatorami; dom starców przy ul. Narutowicza, dawniej Szczęśliwej 16, przeznaczono na świetlicę dla dzieci szkolnych; dom misyjny przy ul. Narutowicza 12 na lokale mieszkalno – użytkowe. W tej sytuacji parafia nie mogła zrealizować pilnej potrzeby pozyskania własnego duszpasterza, gdyż nie miała dla niego nawet mieszkania, a przy ówczesnym głodzie mieszkaniowym wszelkie wystąpienia do władz miejskich kończyły się odmową. Były nawet desperackie próby czynione przez ówczesnego zwierzchnika Diecezji Warszawskiej – księdza Waldemara Gaspary’ego zmierzające do zdobycia środków finansowych na obudowanie zbombardowanego skrzydła dawnego domu sierot, celem uzyskania w ten sposób koniecznego mieszkania dla duchownego i ewentualnej sali lekcyjnej wraz z kancelarią. Niestety zamierzenia te za sprawą dobrze partyjnie i policyjnie ustosunkowanego lokatora tegoż domu wyprzedzone zostały decyzją o nagłej odbudowie tegoż skrzydła przez władze miejskie. Tak więc jeszcze przez kilka następnych lat księża łódzcy pełnili obowiązki duszpasterskie i administracyjne nad parafią w Zgierzu. Byli to: od 1 stycznia 1948 r. do 29 lutego 1952 r. – ks. Karol Kotula, od 1 marca 1952 r. do 31 maja 1952 r. – ks. Adolf Golc, , od listopada 1952 r. do maja 1952 r. – ks. Emil Kowala, od 15 czerwca 1952 r. do kwietnia 1954 r. – ks. Ryszard Małłek, od kwietnia 1954 r. do czerwca 1958 r. – ks. Waldemar Gastpary, od sierpnia 1954 r. do kwietnia 1955 r. – ks. Janusz Narzyński i od 6 maja 1955 r. do 30 czerwca 1987 r. – ks. Mariusz Werner.
Lata 1948 – 1958 był trudnym okresem pierwszego dziesięciolecia powojennej egzystencji parafii. Przy niezawodnym i żarliwym udziale wcześniej już wymienionych trzech kantorów pp. A. Rennerta, P. Riedla i E. Krzywca, ni tylko stabilizacja, ale i znaczny rozwój parafii był możliwy. Niestety służba kantoracka p. Rennerta nie trwała długo, rozpoczęła się 26.08.1948 r., a skończyła 14.12.1952 r. Natomiast p. Riedel służył nieprzerwanie przez 34 lata, od 16.06.1948 r. do 15.08.1982 r. Do tych lat należałoby doliczyć okres jego pracy, jako nauczyciela i kantora w szkole ewangelickiej w Swędowie, aby mieć pełny obraz jego służby w kościele. Nie popełnimy zapewne większej pomyłki jeśli stwierdzimy, że łącznie służba ta trwała ok. 43 lat. Jeśli wygłosił tylko dwa kazania miesięcznie, to łączna ich liczba wyniesie równy tysiąc. Takiej ilości kazań nie powstydziłby się żaden z księży, a posiadane dodatkowo przez niego zdolności muzyczne, sprawiły, że przez wiele lat kierował chórem i zastępczo pełnił funkcję organisty. Myślę, że o tym wspaniałym człowieku parafia w Zgierzu nie powinna nigdy zapomnieć. Edward Krzywiec swą służbę rozpoczął w dniu 4.12.1949 r. a zakończył najprawdopodobniej w roku 1953.
Nadszedł czas, aby mianować samodzielnego duchownego, powierzając jego administracji dodatkowo parafie w Ozorkowie, Łęczycy i Łowiczu, a po kilku latach także w Kutnie. Administratorem został mianowany 16 marca 1959 r. ksiądz Mariusz Werner, dotychczasowy wikariusz diecezjalny, który już od 8 maja 1955 r. wykonywał czynności duszpastersko – kaznodziejskie w ww. parafiach u boku ks. seniora W. Gastpary’ego. Parafia nadal niestety nie dysponowała mieszkaniem służbowym dla księdza, który w bardzo trudnych warunkach, wręcz katem mieszkał u swoich teściów w Łodzi, w pozbawionym wygód, dwuizbowym mieszkaniu. Był to trudny okres wykonywania przez mianowanego administratora obowiązków parafialnych, zwłaszcza, że zdany był wyłącznie na publiczne środki komunikacji. Z oczywistych względów na plan pierwszy wysunęły się starania o uzyskanie możliwości zamieszkania na terenie Zgierza. Przypadek zrządził, ze kolejna interwencja w Wojewódzkiej Radzie Narodowej okazała się szczęśliwszą i pod koniec 1959 r. uzyskano upragnione mieszkanie. Od tej chwili diametralnie zmieniła się sytuacja parafii. Wszystkie posługi religijne i administracyjne można było załatwiać na miejscu bez konieczności udawania się do Łodzi. W mieszkaniu księdza przy ul. Długiej 49 urządzono mini-kancelarię parafialną, tu też odbywały się zebrania Rady Parafialnej, spotkania młodzieży, rozmowy duszpasterskie i wiele innych. Z czasem udało się wykwaterować mieszkańców z drugiej połowy budynku kaplicy, a w wolnych lokalach urządzono salę do lekcji religii i działalności Koła Pań oraz salę ogólnoparafialną, a także sprowadzić ewangelicką rodzinę Artura Rosnera, powierzając im funkcję dozorcy cmentarnego i kościelnego. Rozpoczęto też intensywne działania zmierzające do rewindykacji utraconego mienia parafialnego. Po kilku latach i wielu staraniach odzyskano trzypiętrowy dawny Dom Sierot przy ulicy Narutowicza 16 oraz unormowano własność dwóch placów przy ul. Zawiszy i Młodzieżowej. Ocalono przed pokusami przejęcia przez władze miasta dawny plac pokościelny przy ul. Długiej 36, dzisiejszy skwer. Niestety nie udało się na tym placu zachować ocalałej z wojny dzwonnicy, którą musiano rozebrać. Dzwonnica ta była dla nas o tyle cenna, że wieńczyła enklawę trzech ewangelickich narożników, na centralnym skrzyżowaniu ul. Długiej z Narutowicza, dawniej Szczęśliwą. Tu bowiem schodziły się kościół, plebania i szkoła, a symbolem ich jedności była dawniej dzwonnica. Pocieszeniem może być fakt, że metalowe ogrodzenie dawnego kościoła zostało przeniesione i spełnia tę samą rolę wokół obecnego kościoła przy ul. Spacerowej 2.
Z czasem (dokładnie 1.10.1967 r.) zaistniała możliwość urządzenia w centralnym punkcie miasta Ośrodka Parafialnego , a w nim kancelarii z prawdziwego zdarzenia, w części frontowej zabytkowego budynku przy ulicy Długiej 38. Wykorzystano tę możliwość dla celów propagandowych i zorganizowano mini księgarnię, po drobnym przystosowaniu dwu okien na okna wystawowe . Natomiast w głębi odzyskanego lokalu urządzono gabinet księdza, salkę posiedzeń oraz lekcji religii i konfirmacji, godzin biblijnych i spotkań młodzieżowych, a obok zaplecze kuchenne. Przy tak wielofunkcyjnym obiekcie zaszła konieczność stworzenia etatu sekretarki parafialnej. Były nimi: Irena Disterheft, Edyta Kosiec, Dorota Urban, Stanisława Torno, Stefan Binder i obecnie Alicja Lange Od wielu już lat księgowość parafialną, zupełnie społecznie prowadziła p. Irena Falzmann, której pomocą służyła jej siostra Ina Płahecka – obie są córkami ks. Aleksandra Falzmanna, proboszcza parafii w okresie międzywojennym. Również pani pastorowa Łucja Falzmann prawie do końca swego życia sekretarzowała Radzie Parafialnej. Kuratorami, czyli wiceprezesami kolejnych Rad parafialnych byli: Włodzimierz Ernst, paweł Riedel oraz obecnie Jerzy Ernst. Szkółki dla dzieci prowadziły: Wanda Rode, Liliana Jóźwiak, Anna Próchniewicz i Alicja Lange. Funkcję organistów pełnili: Zofia Langhans, Paweł Riedel, Stanisław Kujawa, Alina Mirska-Szwertner i obecnie Janina Marek-Undas. Czynnościami gospodarskimi zajmowali się: Maks Cych, Maks Ludwig, Edmund Laubstein. Kościelnymi byli: Józef Gutowski, Artur Rosner, Leon Pacel, Hilda Marczak i obecnie Alicja Lange.
Lata sześćdziesiąte, a więc jakby drugie dziesięciolecie w powojennej historii parafie pełne były różnych inicjatyw ogólnoarafialnych i szczególnej aktywności młodego wówczas duszpasterza, którego też parafia postanowiła wybrać na swego proboszcza, co nastąpiło dnia 21 czerwca 1964 r. Ksiądz Werner wykazywał wielką troskę o młode pokolenie, objął nauczaniem wszystkie dzieci w wieku szkolnym. Dojeżdżał także do odległego Strykowa i Rosanowa, gdzie lekcje odbywały się w domach prywatnych. Regularnie odbywały się spotkania młodzieży skupiające wcale niemałą ilość młodych ludzi wokół biblijnych i aktualnych tematów. W okresach letnich odbywały się liczne wycieczki do innych parafii lub też w charakterze turystycznym.
Doskonale pamiętam jedną z pierwszych wycieczek do niebieskich źródeł w Tomaszowie Mazowieckim i nad Zalew Sulejowski trzema ciężarówkami, gdyż o autobusach jeszcze wówczas marzyć nie było można. Albo jeszcze dużo wcześniej wycieczkę statkiem po Wiśle do Płocka. Wycieczki wspaniale integrowały miejscowe środowisko ewangelickie i doprowadzały do tworzenia się bliższych kontaktów między parafianami. Często odbywały się tzw. Majówki w lesie lućmierskim i dostarczały atrakcji związanych z przeżyciem nabożeństwa pod gołym niebem. Było to wtedy trochę ryzykowne, gdyż wymagane było na to specjalne pozwolenie. spotykali się na nich zarówno parafianie ze Zgierza, jak i Ozorkowa. Dla młodzieży z różnych parafii odbywały się podobne spotkania celem umożliwienia im wzajemnego poznania się i zawarcia bliższych kontaktów, nierzadko także matrymonialnych. Była to jedna z form lansowanych przez ówczesnego duszpasterza młodzieżowego – ks. dra Jerzego Gryniakowa z Piotrkowa Trybunalskiego. Oczywiście poza dbałością i wręcz troską proboszcza o młode i najmłodsze pokolenie parafian, istniało także głębokie poczucie odpowiedzialności za średnie i starsze pokolenie, zwłaszcza tych, którzy żyli w tej nowej powojennej rzeczywistości pozbawieni swoich własności do których byli bardzo przywiązani, często oddzieleni od swoich rodzin, zastraszeni i zniechęceni. Tym właśnie ludziom należała się szczególna opieka i pomoc duszpasterska przez odwiedziny domowe. Niestety, odległości ich zamieszkania były zazwyczaj znaczne i dotarcie zbyt trudne. Do dyspozycji proboszcza był jedynie jego własny rower, z którego często korzystał, ale nie był to nawet półśrodek. Poza tym wyjazdy do pozostałych czterech parafii, powierzonych jego opiece, praktycznie nie pozostawiały zbyt wiele wolnego czasu. Wszystko to spowodowało wystąpienie ks. Wernera do władz kościoła o przydzielenie mu jakiegoś środka lokomocji. Niebawem Konsystorz przydzielił mu talon na zakup motocykla. Pojazd ten umożliwił w znacznym stopniu zaktywizowanie duszpasterskich wizyt oraz szybkie przemieszczanie się po administrowanym terenie, wszystkich pięciu parafiach. Motocykl miał tę niewygodę, że w okresie zimy lub złych warunków atmosferycznych stawał się bezużyteczny. Toteż po kilku latach na prośbę ks. Wernera konsystorz zdecydował się z puli zagranicznych darów motoryzacyjnych, przydzielić mu samochód.
Wkroczenie parafii w trzecie powojenne dziesięciolecie było pełne niepokoju. Przy zamiarze przeprowadzenia bieżącego remontu kaplicy okazało się, że stare drewniane belki ścienne są w dużej mierze zmurszałe i grożą zawaleniem Było to dla nas jak uderzenie gromu z jasnego nieba. Widmo braku miejsca dla odprawiania niedzielnych i świątecznych nabożeństw w tak już dobrze zorganizowanej i prosperującej parafii. Z naszym problemem udaliśmy się do zwierzchnika, ks. Bpa Andrzeja Wantuły w Warszawie, przywożąc mu, jako dowód, kawałek spróchniałego drewna. Dostarczony eksponat powędrował do ministerstwa wraz z odpowiednim wystąpieniem Biskupa i po kilkumiesięcznym oczekiwaniu otrzymaliśmy zgodę na kapitalny remont kaplicy. Teraz jednak powstał problem zasadniczy – za co remontować, skoro kasa parafialna jest prawie pusta. Posiadane środki wystarczą zaledwie na pokrycie bieżących wydatków. Wystąpiliśmy więc za radą i zgodą ks. Bpa Wantuły z prośbą o pomoc finansową do Światowej Federacji Luterańskiej w Genewie. Rezultatem była wizyta duńskiego pastora Paula Hansena, przedstawiciela Światowej Federacji Luterańskiej u nas w Zgierzu. Po dokładnych oględzinach stwierdził, ze nie możemy liczyć na żadną pomoc o ile chcemy kaplicę remontować, gdyż jego zdaniem nie ma to żadnego sensu i jest nieopłacalne. Możemy natomiast oczekiwać na znaczną pomoc, jeżeli zdecydujemy się na budowę nowego obiektu. Decyzja brzmiała: „Budujemy nowy kościół, pierwszy po wojnie kościół ewangelicki w Polsce.” Nie było też wątpliwości, jak go nazwiemy: „Kościół Opatrzności Bożej.” Dnia 22.09.1968 r. powołano Komitet Budowy, w którego skład weszło czterdziestu członków parafii. W ciągu roku uporaliśmy się ze wszelkimi formalnościami, projektując wielkość kościoła na około 300-400 osób. Liczba ta odpowiadała bowiem ówczesnej wielkości parafii. Podjęto zbiórkę wśród parafian, zebrano kwotę 262462,94 zł oraz dary z innych parafii w wysokości 220531,20 zł, resztę otrzymaliśmy z zagranicy. Budowa trwała przez dwa lata od 1970 do 1972 roku. Gotowy kościół zlokalizowany przy cmentarzu na przeciwko starej kaplicy cmentarnej przy ul. Spacerowej 2, poświęcił ks. Bp dr Andrzej Wantuła w dniu 18.06.1972 r. W uroczystości tej wziął udział ks. Paul Hansen oraz chór ze Szwecji, ofiarowując organy elektroniczne. Na wieży – dzwonnicy zawieszono dzwon darowany przez parafię w Kowalach-Wieszczętach na Śląsku Cieszyńskim. Niestety, szybko i sprawnie postępującej budowie towarzyszyły niepokój i obawy. W roku 1971 po raz kolejny w powojennej historii naszej parafii znaczący procent parafian, ze względów najczęściej czysto ekonomicznych, postanowił wyemigrować za granicę. Tym razem był to bolesny i wcześniej niespodziewany cios. Pytano rozpaczliwie dla kogo więc budujemy świątynię Po zakończonej budowie nie mieliśmy żadnych długów, ale wpływ do kasy parafialnej znacznie zmalał z powodu zmniejszonej liczby wiernych. Nawet ustaloną wysokość pensji dla ks. proboszcza musiano obniżyć do poziomu możliwej wypłacalności. Niebawem jednak, w 1974 r. okazało się, że możemy na nowo zagospodarować nasz cmentarz. Niełatwa to była decyzja, ale w końcu podjęto ją w imię ekumenizmu. Przy cmentarzu zorganizowano oddzielną kancelarię cmentarną, a funkcję kierownika cmentarza powierzono p. Marii Płachcie wraz z mężem. Wzmocniono także ściany starej kaplicy cmentarnej i przywrócono jej dawną funkcję.
Czwarte dziesięciolecie powojennej historii parafii upłynęło pod znakiem dystrybucji zagranicznych darów żywnościowych i rzeczowych w okresie załamania się gospodarki państwa oraz przyniosło zmiany personalne. Dotychczasowy proboszcz – ks. Mariusz Werner zgłosił swoją kandydaturę na wakujące stanowisko proboszcza parafii św. Mateusza w Łodzi. Na stanowisko to został wybrany w październiku 1979 r. zachowując nadal funkcję administratora parafii w Zgierzu oraz pozostałych czterech parafii do chwili powołania jego następcy. W połowie 1980 wikariuszem zgierskiej parafii został ks. Marcin Undas, a pod koniec roku przydzielono mu do pomocy praktykanta – Stanisława Kujawę, wychowanka parafii w Zgierzu. Jedną z ostatnich inicjatyw księdza Wernera było rozpoczęcie starań dotyczących budowy nowej plebanii w bezpośrednim sąsiedztwie kościoła przy ul. Spacerowej 2. Nowa parafia, przy znaczącym udziale ks. Undasa, została wybudowana i poświecona przez ks Bpa Janusza Narzyńskiego w dniu 28.08.1988 r.
Na podstawie decyzji Konsystorza, ks Mariusz Werner definitywnie zakończył swoją 32 letnią służbę duszpastersko-administracyjną w Zgierzu z dniem 30 czerwca 1987 r. na koniec warto zaznaczyć, że spośród pracujących w zgierskiej parafii księży dwóch zostało biskupami (ks. Karol Kotula oaz ks. Janusz Narzyński), a jeden rektorem Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej – ks. Woldemar Gastpary. W ciągu ponad 40-tu lat powojennej historii naszej parafii gościliśmy siedemdziesięciu księży i kaznodziei, którzy swoją służbą budowali parafię.
Opracowanie:
ks. Mariusz Werner
Wygłoszono Zgierz 23.03.1997